Przedwczoraj na urodzinach małego Wojtusia moja Basia przypomniała historię sprzed lat.
Byliśmy nad morzem w Ośrodku Merkury w Juracie – skromne domki, jeden wspólny domek łazienkowo - sanitarny na klika sąsiednich domków mieszkalnych. Moja żona ( Basia) robiła tam pranie. Przyszła robić pranie pani, która przyjechała z Niemiec. Pogawędka dwóch kobiet przy praniu. Pani z Niemiec mówi do żony: Pani to ma dużo pracy. Dwoje dzieci…. Basia: my mamy pięcioro dzieci, z tej piątki tych dwoje jest tu z nami. Pani z Niemiec: …pięcioro dzieci? I mąż jeszcze śpiewa?
O co chodzi? Otóż ja jako ranny ptaszek wstawałem zawsze dużo wcześniej. Szedłem do pobliskiego sklepu na zakupy, a potem przygotowywałem śniadanie w salonie pod sosnami, czyli na stoliku przed naszym domkiem. Około 9-tej, gdy uznałem, że ludzie w okolicznych domkach już się wyspali, zaczynałem swoje serenady. Było mi tak lekko na duszy, tak radośnie z powodu pobytu nad ukochanym Bałtykiem z naszymi dziećmi (starsi synowie pracowali na plaży Juracie jako ratownicy, a najstarsza Ania miała lada dzień dojechać). Wyśpiewywałem więc cały swój repertuar piosenek harcerskich, studenckich i turystycznych, a ptaki na sosnach rosnących między domkami mi wtórowały. Ludzie, którzy już wstali i zaczynali wędrować między domkami, nadstawiali uszu.
I stąd wypowiedź pani z Niemiec: I mąż jeszcze śpiewa?
www.filip-zurakowski.com | www.filip-zurakowski.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz